piątek, 25 września 2009

Montevideo w jeden dzień


Niewiele jest miejsc w pobliżu Buenos Aires, gdzie można by wybrać się na weekend. Większość zabytkowych miast i cudów przyrody rozrzucona jest na olbrzymiej powierzchni Argentyny i nie sposób obrócić w dwa dni tam i z powrotem. Z Buenos Aires wszędzie jest daleko. Wypady za miasto kończą się zazwyczaj w Delcie Tigru, w Coloni (Urugwaj), Montevideo (stolica Urugwaju) albo w Punta del Este (kurort w Urugwaju). W podróż za sąsiednią granicę, raz na 3 miesiące, wybiera się wielu obcokrajowców zamieszkujących Buenos Aires.
Wybrałam się zatem do Montevideo (w Coloni byłam ostatnim razem).
Montevideo położone jest na wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego w estuarium La Plata (powstałej z ujść rzeki Parana i Urugwaj). Jest to stolica, największe miasto i port Urugwaju zamieszkiwane przez ok. 1,4 mln osób. Kolor wody zatoki otaczającej Montevideo nie zachwyca. Tak jak u wybrzeży Buenos Aires ma on mętny piaskowo-różowy kolor. Pierwsze zabudowania w Montevido wzniesiono na półwyspie, dziś najstarszej dzielnicy miasta La Ciudad Vieja (Stare Miasto). Zatoka tworzy naturalny port, do którego przybija nasz prom po 3 godzinach podróży. Stąd możemy pieszo rozpocząć zwiedzanie.
Montevideo sprawia wrażenie sennego miasta. Nie ma tu tego zgiełku, co w Buenos Aires. Może to dlatego że dzień rozpoczynał czwartkowy poranek, większość mieszkańców zapewne pracuje. Wzdłuż ulicy Sarandi zamkniętej dla ruchu przyjaznej pieszym, spacerują starsze panie z pieskami. Sprzedawcy rozstawiają leniwie swoje kramy z lokalnymi rękodziełami, zdobionymi tykwami na mate i wyrobami ze skóry. Ludzie żyją skromniej niż w Buenos Aires, ale nie widzi się tylu skrajnośći, ludzi żyjących w biedzie. Z danych jednej firmy konsultingowej, w Montevideo żyje się najlepiej spośród wszystkich krajów Ameryki Łacińskiej. Z moich obserwacji: w Montevideo żyje więcej ludzi pochodzenia afrykańskiego niż w Buenos Aires, gdzie praktycznie czarnoskórych się nie widuje na ulicach miasta. Natomiast w Urugwaju, kultura i muzyka potomków Afrykanów na trwałe zespoliła się z kulturą i muzyką pochodzenia europejskiego. W rezultacie rozwinęła się candombe, murga, muzyka karnawału, tuż obok popularnego w całej zatoce La Plata nostalgicznego tanga.
Do najciekawszych zabytków należą: Mercado del Puerto - portowa
hala targowa z 1868. Znajdują się w niej restauracje, kawiarnie, sklepy z pamiątkami i wyrobami rzemiosła artystycznego, teatr El Teatro Solis z 1856 r., katedra La Iglesia Martiz, , ratusz El Cabildo de Montevideo (obecnie siedziba muzeum historycznego Museo Histórico Municipal, brama miejska La Puerta de la Ciudadela i cytadela La Ciudadela na Placu Niepodległości Plaza Independencia. Na tymże placu stoi też pomnik José Gervasio Artigasa - narodowego bohatera Urugwaju.
Prom w drogę powrotną odpływał o 19.16. Do domu dopłynęliśmy o godz. 23.00.

Cały dzień nieśpesznie spacerowaliśmy ulicami Montevideo, to popijaliśmy kawę w lokalnych kafejkach. Ludzie uprzejmi i zrelaksowani, uśmiechali się częściej niż porteńos w BA.

Ah! I w jednej z restauracji jedliśmy przepyszny pastel de carne (po angielsku to będzie meat pie). Zapiekany w małym naczyniu ceramicznym mielone mięso w cieście (trochę jak na pierogi). Pychota!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz